Federacja Oceny Blogów

Federacja Oceny Blogów powzięła sobie za zadanie szczerą i konstruktywną ocenę blogów. Jeśli chcesz abyśmy ocenili twojego bloga - zgłoś się w Księdze i cierpliwie czekaj, aż Prezydium Katowskie dokona egzekucji... znaczy oceni.
Często ocenie poddajemy blogi, które nie były zgłaszane, bowiem to taka nasza mała misja. Niektórzy chwalą się ocenami wysmażonymi przez osoby, z którymi są "zakumplowani", lub wystawionymi przez grupy oceniające subiektywnie - wiadomo, jakaś piętnastoletnia fanka Harrego Pottera, będzie skakać z radości i obsypywać kwieciem każdego, kto ulepi nowy fan-fic z jej ulubionej powieści... Ale czy to znaczy, że opowiadanie jest dobre? Tylko dlatego, że spodobało się "różowej niewieście"? Nie... My recenzujemy i oceniamy także opowiadania i blogi, których nie zgłaszacie, dlatego nie jęczcie i nie miauczcie: "A ja wam tego do oceny nie dawałam!" Zamieszczając swoje prace na jawnych blogach, zamieszczacie je publicznie i do publicznego użytku, zatem my, niczym internetowi krytycy i publicyści, rzucamy na was okiem dodając swoją opinię do całokształtu. Dość czasów "cichej umowy" między oceniającymi i ocenianymi, dość układów "ręka, rękę myje".
Jeśli taka kolej rzeczy wam nie pasuje, to zawsze możecie pisać do szuflady.
W przeciwnym razie, bądźcie gotowi na spotkanie z nami.

UWAGA PRETENDENCIE

Priorytetem jest dla nas szczerość, więc ocena może Ci się nie podobać. Może Cię boleć, choć coś takiego nigdy nie było celem Prezydium. Nie mamy zamiaru Cię za nic przepraszać - bywamy złośliwi, ale nie chamscy (chyba, że ktoś jest chamski wobec nas). My komentujemy po przeczytaniu całości, bądź zaznaczamy, ze odnosimy się tylko do fragmentu - tego samego oczekujemy od Ciebie. My oceniamy konstruktywnie - ty komentuj konstruktywnie. Dialog a nie pyskówka. Możesz wierzyć - w tym nam nie dorównasz.

FEDERACJE

Aby oceny były sprawiedliwe Prezydium powołuje Federacje.

Federacja WWS World Wide Story (TXT) - Ocenie podlega tylko tekst bloga, czyli opowiadanie. Grafika i poprawność językowa nie są oceniane, bądź tylko w minimalnym stopniu (kiedy wyraźnie utrudniają lekturę)


Federacja TI Total Image (OGB) - Ocenie podlega tylko grafika bloga. Opowiadanie nie jest oceniane.




Federacja WFW Word For World (OOB) - Ocenie podlega tylko poprawność językowa bloga. Grafika nie jest oceniana, bądź tylko w minimalnym stopniu (kiedy wyraźnie utrudnia lekturę).


Federacja HOCC Heavy Order Combo Championclass(TOB) - Ocenie podlega tekst i poprawność językowa bloga. Grafika nie jest oceniana, bądź tylko w minimalnym stopniu (kiedy wyraźnie utrudnia lekturę)


Federacja HSCC Heavy Style Combo Championclass(TGB) - Ocenie podlega tekst i grafika. Poprawność językowa nie jest oceniana, bądź tylko w minimalnym stopniu (kiedy wyraźnie utrudnia lekturę)


Federacja WGC World Grand Championclass (TGO) - Najbardziej ekskluzywna kategoria. Ocenie podlega całość bloga. Do oceny w tej kategorii kwalifikuje Prezydium Katowskie.



Jeśli chcesz zgłosić swój
blog do oceny wpisz się w Księdze Zgłoszeń, podając:
-Dane kontaktowe (e-mail, lub numer: GG)
-Adres bloga
-Federacja, której chcesz poddać swój blog.


wtorek, 11 września 2007

Sylvanas - dar bogów - Ocena (TOB)

Witajcie serdecznie! Dziś pod młot mojej krytyki wpadł blog pewnej nastolatki, opisującej losy młodej elfki wychowywanej przez krasnoludy. Zanim jednak przystąpie do oceny merytorycznej chciałem podzielić się refleksją o autorze. Otóż zrozumiałe jest dla mnie, że w twórczości każdego z nas, próbujemy przemycić jakieś elementy z naszego prywatnego życia. Czasem są to jakieś ukryte marzenia, pragnienia, a czasem elementy osobowości naszych przyjaciół, wrogów lub nas samych. Dopóki mówimy o twórczości męskiej części społeczeństwa, wszystko mieści się w granicach tego kanonu. Gdy jednak autorem jest kobieta, a nie daj Boże nastolatka, treść przybiera formę: Ona, czyli ja, czyli rozwydrzona wojowniczka, z buntowni.
Pomimo szczerych chęci oceny w federacji HSCC, zostałem zmuszony do zmiany na HOCC, ze względu na liczne paradoksy, braki konsekwencji i sensu logicznego w tekście.

Całe dziesięcio-rozdziałowe opowiadanie rozpoczyna się od prologu, który już na wstępie zarzuca nas masą zdań wielokrotnie złożonych, których sens słowny pozostawia wiele do życzenia. Dowiadujemy się, że krasnoludy, przecząc wszelkim konwencjom fantastyki, wychowują młodą elfkę. Do tego czczą boginię, której zanoszą liczne ofiary.
--> Bez względu na to czy są to ofiary w kruszcu, czy w istocie życia, nie były by składane przez żadnego z przedstawicieli chciwej rasy pokurczy. Przypuśćmy jednak, że rzecz dzieje się w świecie, gdzie krasnoludy są wyjątkowo hojne i nie mają żadnych uprzedzeń rasowych. Taka mała społeczność wzorcem z nowoczesnej Europy J
Czytając dalej dowiadujemy się, że elfkę znaleziono pod pomnikiem boginii, która to uratowała jej życie.
--> Jako czytelnik zastanawiam się tylko, czy to boginii uratowała jej życie, przenosząc ją pod swój życiodajny pomnik, czy symbolika pomnika nakłoniła krasnoludy do uratowania elfki.
Następnie widnieje duży skrót myślowy, z którego wynika, że przez ostatnie 17 lat elfka nie robiła nic ciekawego, za to od 3 lat „Edukuje się w zakresie wiedzy”, oraz pobiera lekcję magii u naczelnego dwarfa.
--> I tu pojawia się pytanie: Po co krasnoludy, nie posiadające umiejętności czarowania, kultywowały by wiedzę o magii. To jak dać murzynom z Darfuru wkrętarkę elektryczną, by ci trzymali ją do czasu, aż zjawi się ktoś, kto będzie wiedział jak i do czego jej użyć.

Pierwszy rozdział zawiera wyjątkowo ubogą charakterystykę głównej bohaterki, z której jedynym rozbudowanym opisem są „malachitowo-zielone oczy”
--> Osobiście myślę, że czytelnik nie będzie zastanawiał się, czy jej oczy są bardziej malachitowe, czy zielone, zwłaszcza, że oba kolory są bardzo zbliżone do siebie i naprawde nie widzę potrzeby wyciągania wspólnego mianownika z powyższych do opisania koloru oczu elfki. Zakładam, wiec że ma malachitowe oczy, co brzmi w miarę poetycko i wypełnia moją wyobraźnię obrazem głębokiej zieleni jej oczu.
Zaraz po tym trafiamy na kilka zupełnie irracjonalnych zdań bez uzasadnienia:
„I choć ma 20 lat to nadal jest to mało dla jej rodaków”, „Wymykała się z wnętrza gór by zaczerpnąć powietrza”.
--> O tyle, o ile jestem w stanie wyobrazić sobie o co tak naprawdę chodziło autorce, o tyle moje skojarzenia wybiegają w stronę zupełnie kuriozalną. Czy jest to kraina na wzór Szwajcarii, z tą jedną różnicą, że zamiast wielkości konta, o wartości człowieka decyduje jego wiek? Oraz czy mieszkańcy krainy prowadzą tryb życia podobny do wielorybów, które co jakiś czas muszą wynurzyć się z wody, by zaczerpnąć powietrza?
Następnie dowiadujemy się trochę o historii krainy, która moim zdaniem jest żywą kopią z „Władcy pierścieni”, gdzie złota era przypadała na okres panowania królów, którzy aktualnie są gatunkiem wymarłym.
Ze swych lekcji elfka podąża do domu stałą drogą „Przechodząc przez fontannę”, gdzie pewnego dnia „Ujrzała Go”. Go – czyli jak później się dowiadujemy, jednorożca.
--> Sam jednorożec w świecie fantastyki nie budzi mojego zdumienia, jednak zastanawiam się skąd elfka wiedziała, że słyszy rżenie konia, skoro wychowała się wśród krasnoludów, którzy jak sama dodaje, koni nie znają ( tym bardziej jednorożców).
--> A oto jak dziewczyna reaguje w opowiadaniu na widok zwierzęcia: „O, Etio***!”, gdzie etio w przypisach oznacza szlachetny. Niefortunnie złożyło się, że jest to trzeci przypis, oznaczony trzecią gwiazdką i całe sformułowanie wygląda raczej jak „O kur***!”, co w pewnym szczególnym typie opowiadań było by naturalne. Nie jest natomiast opis autorki, która twierdzi, że owe słowa elfka wyszeptała. Skoro tak, to po co ten wykrzyknik na końcu !!!
Także w tym momencie tekstu dają się we znaki podkreślenia, które mają na celu wyróżnienie dialogów. Jednakże o ile prościej było by zastosować zwykłe, staroświeckie myślniki...

Rozdział drugi jest tak naprawdę kontynuacją pierwszego, gdyż nie widać, w którym miejscu kończy się poprzedni wątek, a zaczyna następny. Jedno jest pewne. Początek tego rozdziału to dokończenie myśli z rozdziału poprzedniego, co dla mnie jest strasznie rażącym błędem!
W rozdziale tym dowiadujemy się, iż około 200 lat temu w świecie wybuchła wielka wojna, wywołana przez króla krainy, co już jest nielogiczne, bo po co władca miał by pacyfikować własne tereny. Autorka twierdzi, iż robił to, by zdobyć tarcze czegoś tam i miecz czegoś tam, ukryte gdzieś tam, przez kogoś tam. Wszystko jest to siano słowne, dlatego że władca panujący nad całą krainą mógł sobie zażyczyć od każdego, tego co tylko wydało mu się przydatne. W końcu co było ludu, to było jego. Ten jednak wolał sprytnie wykraść owe przedmioty, przy pomocy „wielotysięcznej armii mieszańców”, w której „byli też trole”. Jak to zwykle bywa z czarnymi charakterami, zostaje pokonany, tu „przez armię nagów, których ciężko było namówić do tej akcji”.
--> Uzasadnienie postawy nagów jest tak żałosne jak cały konflikt sam w sobie. Obrona ostatniej liczącej się armii w okolicy, armii morskich stworzeń, czyli nag, jest ich „akcją”, dzięki której kraina zostaje ocalona. Co więcej nikt nie wie co się dzieje z rasą ludzi po tej bitwie! Krasnoludy twierdzą, że po 200 latach od tamtego wydarzenia, ludzie zapomnieli o wszystkim i o wszystkich innych, prócz nich samych!!! To chyba pozostawię bez komentarza.

W trzecim rozdziale dowiadujemy się, iż elfka mieszka w „górze ze złota”, w wielkiej, zimnej, ciemnej i głuchej komnacie, w której echo niesie się godzinami. Myślę, że jest to idealne miejsce dla młodej, wrażliwej i subtelnej dziewczyny.

Czwarty rozdział ma zaskakująco dobry początek z dość wartką akcją. Najważniejsze jest jednak to, że w końcu poznajemy bohatera, a raczej bohaterkę, o konkretnej osobowości, o której możemy powiedzieć coś więcej oprócz tego, że w ogóle jest. Wybaczam nawet jej karykaturalne imię Padmela, które nieodzownie kojarzy mi się z Pamelą, sami wiecie jaką...
Razi mnie za to niezmiernie błąd logiczny dotyczący umiejętności elfki. W poprzednim rozdziale dziewczyna pyta mistrza, kiedy nauczy się walki mieczem, po czym mija jeden dzień, a jej przełożony twierdzi, że „skoro już umie posługiwać się mieczem, to przyszedł czas na walkę młotem wojennym”. Dalej czytamy o owym młocie i jego właścicielu. Tu pozytywne zaskoczenie, gdyż jak na dziewczynę, opis obu wydaje się dość sensowny i mało stereotypowy. Choćby fakt, że młot jest zdobiony srebrem i miedzią, a nie złotem. Niestety po chwili znowu jestem świadom tego, że czytam twórczość kobiety, która nie ma zielonego pojęcia o walce. Z opisu dowiaduje się, że przeciwnik zadaje cios, w tarczę elfki, od którego jej osłona pęka na pół.
--> Myślę, że nie potrzeba wielkiej wyobraźni, by domyślić się, jak powinna wyglądać ręką delikatnej dziewczyny po takim ciosie. Jednak bohaterka najwyraźniej w świetnej formie, lekko zirytowana podnosi miecz z ziemi i atakuje z impetem przeciwnika. Żeby tak wszyscy wojowie potrafili...

Piąty rozdział oznajmia nam, że już wkrótce przeczytamy o zbliżającym się „Pierwszym turnieju walk Bolena”. O ile nazwę jeszcze jakoś ścierpię, o tyle nie rozumiem całkowicie dlaczego nosi numer pierwszy, skoro zaraz potem czytam, jaką renomą i tradycją się cieszy. Myślę, że jest tu mowa o pierwszy etapie turnieju, czy kategorii...Z pewnością nie może być to pierwszy raz, bo i niby skąd był by nagle taki prestiż!
Dzięki Bogu autorka wpada na pomysł, by beznadziejne podkreślenia dialogów zamienić na myślniki, przez co opowiadanie nabiera względnej przejrzystości. Za to nawrócenie duży plus!.
Znowu mam kilka zastrzeżeń co do logiki niektórych sformułowań. Np.: „Szpony niedźwiedzia”, czy „Siedziba jednorożca”. Pierwszy przykład to typowy błąd rzeczowy, bo przecież niedźwiedź ma pazury, a nie szpony. Drugi natomiast to błąd merytoryczny, gdyż polanę, na której przebywał jednorożec, nie można przecież nazwać jego siedzibą!
W tym rozdziale poznajemy także nową postać – Morena, człowieka, który jest historykiem, kronikarzem i bajarzem. Osobiście wyczuwam tu drobną aluzję, jednak jestem przekonany, że całkowicie nieświadomego pochodzenia ;) Natomiast ręce opadają, gdy dochodzi do rozmowy pomiędzy bohaterami. Ogólnie rzecz biorąc wygląda ona w ten sposób:
„Dzięki za uratowanie tyłka. – Spoko. – A co ty tu robisz, jak jesteś elfką? – Ano, ja tu mieszkam. –Aha, takie buty. No ok. Daj coś do żarła to ci opowiem conieco”
--> Oczywiście powyższy opis jest karykaturą tego co przeczytałem, jednakże tak te rozmowę zapamiętałem i gdybym miał ją powtórzyć, to zapewne w tej formie.
Po krótkiej wymianie zdań, elfka dołącza nowego bohatera, do zbioru swych pupili, ukrywając Morena na polanie przy ruinach, wraz ze swym jednorożcem. Chwilę później widzimy opis szczególnego Zioła ( nie wiadomo dlaczego z dużej litery ), dokonanego przez samą elfkę. Podkreślam to, dlatego że elfka opisuje jedno zioło porównując je do drugiego, a przecież do zbrodnia definicyjna.
Poraził mnie fakt, że podczas mijanych po drodze przez elfkę obiektów, znalazł się jej prywatny domek na drzewie. Kto wpadł na tak KRETYŃSKI pomysł, by elfka, wojowniczka, posługująca się magią i walcząca mieczem, miała domek na drzewie !!! To jak drewniany wychodek dla króla ! Ludzie, tak nie można! Nie dość, że ten opis nie wnosi nic do fabuły to psuje całkowicie klimat!!!
Kiedy myślałem, że już nic bardziej nie zniszczy atmosfery, przeczytałem o „czarze zatrzymania ciepła w pieczonym mięsie” oraz o tym, że pani krasnoludowa, daje elfce na drogę garnek owej pieczeni, co by jej skarbek nie zgłodniał.
--> Wyobrażacie to sobie ?! Elfka rzucająca co chwilę czar zatrzymania ciepła na garnek ze stekami na plecach ?! To brzmi tak kuriozalnie jak Samolot uzbrojony w działo świdrujące z silnikiem hybrydowym na węgiel i biopaliwo!

Szósty rozdział zaczyna się od słów: „Pobiegła bardzo szybko mostem. Trzeba dodać, że jako elfka robiła to naprawdę szybko”
--> Dobrze! Ja naprawdę za pierwszym razem domyśliłem się i uwierzyłem!
Dalej czytamy ( tu musze przytoczyć cały fragment ):
- Ale teraz…jak go znajdą… - zaczęła.
- Nic się mu nie stanie! Przecież miałaś mnie zaprowadzić w bezpieczne miejsce! Tam gdzie nikt nie zagląda! Pomyśl przez chwilę!
No tak…przecież to jest bezpieczne miejsce! Tak bardzo chciała znaleźć jednorożcu schronienie, że nie zauważyła że on już je ma! Może go wypuszczać w godzinach popołudniowych, bo wtedy tylko ona wraca z treningu! Do osady krasnoludy udają się inną drogą - od północy!
- Dziękuję za pomoc, - zaczerwieniła się
--> Dlaczego elfka, która powinna być mądra i sprytna zachowuje się jak kompletna idiotka ?!
Dalej czytamy krótką historyjkę na temat boginii wszystkich bogów. Taka cappo di tutti cappi, w kobiecej skórze. Po czym naszym oczom ukazuje się refleksja elfki:
„Ona jest przepiękna, a myślałam, że będzie bardziej normalna, ludzka”
--> Rozumowanie właściwe pojmowaniu boga.
Następnie Moran mówi parę słów o sobie. Dowiadujemy się, że ma on 1085 lat i nie jest to dziwniejsze niż uzasadnienie jego wieku, które w skrócie wygląda tak:
„No więc miałem taką kumpele, co była królową wszystkiego kiedyś tam. I jak się zestarzałem, to ona użyła antycznej/magicznej mocy, by uczynić mnie nieśmiertelnym. Niestety byłem jedynym, na którym ta sztuka się udała, więc ona wkrótce zmarła, a ja nie”
--> Czy naprawdę musze to komentować ?

Chwalebny rozdział siódmy nafaszerowany jest kretyńskimi zdaniami w stylu:
„Pół godziny do zachodu słońca”
„Niestety Geros, zawładnął już całą Erosiarą”
--> Jak by napisała Gyros, to już nie zrobiło by na mnie wrażenia, ale erosiara? To brzmi jak jakiś mołdawski lek na potencję.
„Elf ten był dobrym człowiekiem”
--> Z tego fiata niezły tramwaj.
„Mój mąż umarł, bo nie zwracałam uwagi”
--> Możecie wierzyć, lub nie, ale tym razem nic nie przeinaczyłem i naprawdę tam jest to tak uzasadnione! N/c.

W rozdziale ósmym elfka przynosi do jedzenia Morenowi ciepłe jagnię. Nie wiadomo czy żywe, czy martwe, oraz czy na plecach, czy pod pachą. Tak czy inaczej Moren nim gardzi, bo najadł się już soczystych jagód, którymi to się wyjątkowo nasycił na cały dzień.
W swej sytości Moren uświadamia elfkę, że ma tak naprawdę 15, a nie 20lat, ponieważ dwarfy, mistrzowie matematyki i fizyki nie potrafią liczyć własnych urodzin i pomijają niektóre z nich.
Rozdział kończy się gdy elfka przypomina sobie, stojąc na polanie, że jest już spóźniona dobre pół godziny na lekcję historii.
--> Skoro nie ma zegarka, a warunki atmosferyczne pozostają bez zmian, skąd wie, że jest spóźniona dokładnie tyle, a raczej skąd w ogóle wie, że jest spóźniona?!

Rozdział dziewiąty to słodkie wymieszanie snu z życiem, a zarazem wszystkich konwencji i stylów fantastyki! Elfka we śnie stoi na arenie. „Naprzeciw niej stał młody elf. Wyglądał na słabego. (...)Wyglądał na młodego…i był w kapturze.”
--> Oczywiście, że wyglądał na młodego, bo był w kapturze! J
Dalej dowiadujemy się, że była tam jeszcze „dobrze zbudowana elfka” i czyjś miecz wykrzywiony w prawo.
--> Czyż można powiedzieć o kobiecie, że jest dobrze zbudowana? To zostawiam wam do oceny. Za to mogę jasno stwierdzić, że miecz zakrzywiony w prawo, to największa bzdura jaką słyszałem! Taki miecz jest po prostu zepsuty! Nie wiem czy czołg po nim przejechał, czy ktoś sejf próbował otworzyć, ale walczyć takim czymś się nie da!! Może być jedynie zakrzywiony ku górze, a czasem w dość absurdalnych, ale zawsze, przypadkach, może być zakrzywiony ku dołowi.
Następnie tajemniczy głos przemawia do elfki: „Idź za głosem serca, słuchaj mężczyzny, szukaj rzeki”.
--> Znaczenia tych słów nie poznajemy do końca opowiadania i wcale nie dziwie się dlaczego. Pierwsza wskazówka, to oczywisty banał, ale do zaakceptowania, pozostałe dwie, brzmią jak z jakiejś tandetnej parodii innej parodii, albo jak lista rzeczy do zrobienia, przyklejana na lodówce. (Umyj sedes, wyprowadź psa, zrób budyń).
Jeszcze dwa cudowne zdania, których poprawności również chyba nie muszę komentować.
„Mógł bym cie tego samego zapytać” oraz „Przyjrzyj się niemu gdy będziesz sama”
I jeszcze taka opisowa perełka „Na klindze miecza znajdowały się liście dębu oraz napis-Honor nade wszystko”.
--> Pomijając poprawność językową, chciałem zapytać, czy to jest miecz elficki czy paradny SS?
I na koniec walka z Rylandem, którego imię jest tak oryginalne jak powieść o miłości „Rumeo i Jolia”.

W końcu dotrwaliśmy do końca pierwszego tomu, czyli rozdziału dziesiątego.
Zaczyna się on od opisu walki na turnieju Bolena. Gorzej tylko, że opis walki przypomina potyczkę na śmierć i życie, a zakładam, że nie o to chodzi, skoro nie walczą tam niewolnicy, a wokoło rozbrzmiewa muzyka i śpiewy.
Bohaterka znów słyszy dziwne głosy, które jak zwykle oznajmiają jej coś niezwykle mądrego i logicznego „Być pokonanym nie jest złe”.
Na sam koniec dowiadujemy się, że dwarfy perfidnie chciały wykorzystać elfkę, co wreszcie zaczyna mieć jakiś sens. Nie dowiadujemy się jednak do czego. Przyjaciele bohaterki organizują zmyślną ucieczkę i wszystko było by całkiem sensowne, gdyby nie konkretna refleksja elfki, dotycząca walącego się właśnie jej życia: „Jak mogłeś spakować mnie, bez mojej zgody!”


Myślę, że ostatnie zdanie, jest najlepszym podsumowaniem całego opowiadania. Wszystko jest pisane dość chaotycznie i wielkimi skrótami myślowymi. Opisy otoczenia i charakterystyka postaci są wręcz mizerne. Często brak konsekwencji i logiki w rozpoczętych wątkach. Sama elfka, jest zapewne żywym odzwierciedleniem charakteru autorki i tylko jej umiejętności są jedyną różnicą. Dialogi zapisywane w dość nieczytelnej formie są bardzo prymitywne. Czasami brak pomysłu na rozwinięcie akcji wypełnia gadanina o niczym. Bardzo też mało wiarygodności w działaniach bohaterów. Co do samego zapisu denerwują mnie strasznie pytania retoryczne, na końcu każdego rozdziału. Można by w nich zawrzeć jakąś refleksję. Niestety wyglądają jak wyciągnięte rodem z jakiejś tandetnej telenoweli w stylu: „Czy basia odnajdzie prawdziwą miłość”.

Są też niewielkie plusy. Całe opowiadanie, gdyby wyeliminować wszystkie błędy językowe, stylistyczne i logiczne było by bardzo przyjemne w czytaniu. To, że jest napisane prostym językiem nie znaczy, że nie ma ciekawych rozwiązań. Niektóre pomysły gdyby rozwinąć o większe opisy, można by naprawdę ciekawie zobrazować. Co prawda większość książki bazuje na tym co już widzieliśmy w kinie czy grach, ale znalazłem też kilka oryginalnych pomysłów. Muszę docenić też to, że autorka pomimo swej płci wykazuje żywe zainteresowanie batalistyką i scenami walki.

A teraz moja ocena wg kryteriów federacji HOCC:

Fabuła: 4/10

Postacie: 3/10

Pomysłowość: 5/10

Styl: 3/10

Całkowita ocena tekstu: 15/40

Ortografia: 8/10

Gramatyka: 6/10

Interpunkcja: 5/10

Łatwość odbioru: 5/10

Całkowita ocena poprawności językowej: 24/40

1 komentarz:

hevs pisze...

„Mój mąż umarł, bo nie zwracałam uwagi”

khehehe... bo padnę... muszę zajrzeć na tego bloga, po prostu muszę! Niech tylko skończę reckę HPMM...